Informacje

  • Wszystkie kilometry: 32504.62 km
  • Km w terenie: 2144.30 km (6.60%)
  • Czas na rowerze: 13d 04h 09m
  • Prędkość średnia: 22.44 km/h
  • Suma w górę: 3138 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy skydancer.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 27 maja 2012 Kategoria ŚLR

MTB Cross Maraton - Nowiny

O trasie w Nowinach słyszałem już ze 2-3 lata temu – niepozorne małe miasteczko, które w swoich okolicach oferuje trasę MTB godną prawdziwych gór. W tym roku wreszcie podjąłem wyzwanie, ale jak się okazało, stać mnie było tylko zostanie FANem. Na tytuł MASTERa przyjdzie mi poczekać kolejny rok. A jak do tego doszło? Szczegóły w dalszej części relacji. Ale bynajmniej nie było to z powodu braku sił i zrezygnowania z walki.



W niedzielę pobudka o 6 rano, wyjazd z Warszawy o 7. Na miejscu jestem po 2,5h płynnej jazdy przy znikomym ruchu. Pogoda zapowiada się idealnie – trochę słońca, trochę chmur i nie więcej niż 20 stopni na termometrze. Organizator dopiero się powoli rozkładał ze sprzętem, ale ludzi na parkingu było już sporo. Szybko zacząłem się ogarniać, aby mieć czas na rozgrzewkę. Zabrakło mi żeli od naszego wspaniałego sponsora, firmy MAXIM, i musiałem skorzystać z produktu konkurencji. Ceny produktów Enervit'a kosmiczne – żel 25ml 10 zł, a MAXIM o 4-krotnie większej pojemności kosztuje tylko 4 zł więcej. Spuściłem na to zasłonę milczenia i wziąłem tylko dwie saszetki licząc na dobrze zaopatrzone bufety po drodze. W międzyczasie naczelny wodzirej odpalił mikrofon i opowiadał o dzisiejszym ściganiu, kilkukrotnie podkreślając że to jeden z najtrudniejszych wyścigów MTB w Polsce. Tuż przed 10:30 ustawiłem się w sektorze, w tle leciała fajna muza. Jeszcze kilka pamiątkowych fotem i ruszamy. Najpierw runda wkoło stadionu, potem przejazd asfaltem i powolna wspinaczka. Już na pierwszym podjeździe ktoś zrywa łańcuch. Zaraz po starcie jednak korek – droga skręca z kostki w las przez wąską furtkę, więc każdy musi chwilę odstać. Ale czasu na wyprzedzanie będzie jeszcze mnóstwo. Gdzieś te 2000m w pionie trzeba będzie nabić, więc podjazdy zaczęły się już od samego początku. Trasa prowadziła od startu praktycznie przez cały czas leśnymi ścieżkami, które mogłyby się wydawać idealne do agresywnej jazdy. Trzeba było jednak być w pełni skupionym, bo na niezliczonych wirażach i hopkach bardzo łatwo było o katapultowanie się w drzewa. Kilka karkołomnych zjazdów, z hamplami zaciśniętymi na maksa także wymagało nie lada umiejętności. Sam nie zjechałem wszystkiego, ale to co mi się udało przejechać i tak nieźle podniosło adrenalinę. Podczas jednego z takich zjazdów już czułem, że tracę kontrolę na rowerem, ale jakimś cudem udało mi się utrzymać w siodle. Był też jeszcze jeden bardzo zdradliwy element – wszędzie wystawały czubki głęboko osadzonych kamieni i głazów, które tylko czyhały na nieostrożnego zawodnika. Źle poprowadzony rower i przy dobiciu można było bardzo łatwo złapać kapcia.



W taki właśnie sposób złapałem swoją drugą gumę na zawodach od czasów, kiedy zacząłem się regularnie ścigać (2010 rok). Przymusowy postój miałem tuż przed I bufetem. Zmiana poszła mi całkiem sprawnie, ale już pompowanie nie bardzo. Wygląda na to, że gniazdo na wentyl w mojej pompce SKS mocno się już wyrobiło i puszcza trochę powietrza. Udało mi się jednak dopompować koło, ale czułem że to jeszcze trochę za mało ciśnienia. Kawałek dalej zrobiłem kolejną przerwę na soczyste pomarańcze – pycha! Ciężko mi było wejść z powrotem w odpowiedni rytm, nogi twarde, nie chciały pedałować tak jak bym sobie tego życzył. Na dodatek po kilku kilometrach na delikatnym zakręcie fiknąłem konkretnego orła. To była dosłownie chwila jak leżałem na ziemi. Szybko się pozbierałem, ale nim ruszyłem musiałem jeszcze naprostować kierownicę. Zauważyłem też, że nie zapiąłem kieszonki z tyłu plecaka. Na szczęście nic nie zgubiłem. Tuż przed kolejnym bufetem, na około 30km kolejna guma – to właśnie ten zjazd, gdzie już patrzyłem przed siebie jak się najlepiej wyłożyć, żeby nie bolało. Zjechać się udało, ale z tyłu znowu flak. Dętek już więcej nie miałem, więc zacząłem łatanie. Właściwą dziurę udało się zlokalizować dopiero za drugim razem, więc straciłem tu z 15 minut. Na dodatek okazało się, że jednak nie mam łyżek do opon, których używałem przy pierwszej wymianie. Dałem jednak radę ściągnąć, a potem nałożyć oponę tylko palcami. Na zegarku miałem już ponad 2,5h jazdy, a nie byłem jeszcze w połowie trasy. Mimo to na rozjeździe skierowałem się na pętlę MASTER mając świadomość że pewnie jestem ostatnią osoba, która podejmuje się tego wyzwania. Pamiętałem, że spiker mówił o oznaczeniach najdłuższego dystansu czerwoną taśmą, ale coś od początku było nie tak i raz była niebieska, raz czerwona. Po około 5km samotnej jazdy nagle widzę, jak z prawej strony wyjeżdża trójka kolarzy. Pytam skąd się tu wzięli, na co usłyszałem że jadą po trasie. No ja też jadę po trasie! Przez cały czas mijałem taśmy, ale w jakiś sposób wylądowałem ponownie na trasie FAN. Jeszcze przez chwilę łudziłem się, że dystanse tylko chwiliwo się pokrywają przez jakiś odcinek, ale jak zacząłem wymijać drugi raz te same osoby, to wiedziałem już, że gdzieś się pomyliłem. Do tej pory nie wiem jednak, w którym miejscu. Do mety dojechałem zaliczając kolejne wspinaczki wyciskające siódme poty i zjazdy z duszą na ramieniu. Końcówka trasy pokrywała się z jej początkiem. Pościgałem się jeszcze z jedną osobą z dystansu FAN i przejechałem linię mety na stadionie. Nikt się jednak nie dał nabrać, że jestem pierwszy na najdłuższym dystansie ;) Swoją pomyłkę zgłosiłem do biura zawodów, tam też jeszcze chwilę analizowałem na mapach, co przegapiłem. Okazało się, że po rozjeździe FAN/MASTER trasy te ponownie zbiegały się blisko siebie po kilku kilometrach. Analizując też wieczorem tracki GPS wyszło na to, że zrobiłem jakieś dziwne kółko i dopiero dołączyłem do trasy FAN. Przez cały czas pamiętałem jednak, że jechałem wzdłuż taśm, nie było ani jednego momentu żebym jechał „w ciemno”. Coś jednak musiałem przeoczyć. Ostatecznie dostałem DNF, choć chyba powinno być DSQ, bo trasę przejechałem, ale skróciłem.



Plusem tego wszystkiego jest to, że znacznie szybciej byłem z powrotem w domu. Myślę, że gdybym pojechał zgodnie z oznakowaniem, to zakończyłbym wyścig z czasem powyżej 5h. Sprawdzimy za rok! Na pewno tu wrócę, bo trasa jest naprawdę godna określania jej jedną z najtrudniejszych w Polsce, a sama Organizacja stała na bardzo wysokim poziomie – tak trzymać!



Komentarze
"Był też jeszcze jeden bardzo zdradliwy element – wszędzie wystawały czubki głęboko osadzonych kamieni i głazów, które tylko czyhały na nieostrożnego zawodnika"

Patrząc na ślad, to ten "cycek" po lewej na dole.
fragment niebieskiego szklaku, który m.in łączy kielecki Telegraf z zamkiem w Chęcinach
Bury
- 08:02 wtorek, 29 maja 2012 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa zwina
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl