Informacje

  • Wszystkie kilometry: 32504.62 km
  • Km w terenie: 2144.30 km (6.60%)
  • Czas na rowerze: 13d 04h 09m
  • Prędkość średnia: 22.44 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy skydancer.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2012

Dystans całkowity:719.12 km (w terenie 219.00 km; 30.45%)
Czas w ruchu:31:21
Średnia prędkość:22.94 km/h
Maksymalna prędkość:71.50 km/h
Suma podjazdów:838 m
Maks. tętno maksymalne:179 (94 %)
Maks. tętno średnie:160 (84 %)
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:47.94 km i 2h 05m
Więcej statystyk
Niedziela, 29 kwietnia 2012 Kategoria Trening MTB

Niedziela 29.04.2012

Trasa do NDM jest naprawdę pechowa. Ostatnio rozwaliłem tu koła w szosie, a wczoraj miałem podwójną gumę. Za pierwszym razem udało się ją załatać z pomocą napotkanego rowerzysty (to było w okolicach Czosnowa, wielkie dzięki za pomoc!), ale łatki okazały się trochę sparciałe i po przejechaniu 10km, tuż za NDM znowu kapeć. Szybka konsultacja z moim centrum wsparcia w osobie mojej żony i okazuje się, że za 25 minut mam pociąg z NDM do Warszawy. Na stację przyszedłem równo z wjazdem pociągu, po godzinie byłem w domu. W domu okazało się, że opaska na obręczy była trochę krzywo założona i dętka przedziurawiła się ocierając o krawędź otworu na nypel.
Sobota, 28 kwietnia 2012 Kategoria Trening MTB

Sobota 28.04.2012









Piątek, 27 kwietnia 2012 Kategoria Na luzie

Piątek 27.04.2012

  • DST 27.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 21.60km/h
  • Sprzęt Giant Terrago
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 24 kwietnia 2012 Kategoria Trening szosa

Wtorek 24.04.2012

Po pracy wsiadłem na szosę pokręcić sprinty na trasie do Nowego Dworu. W drodze powrotnej poniosła mnie fantazja i zacząłem sobie jechać jak pro za autobusem, bez wysyłku 40km/h. Nie przewidziałem jednak, że dla autobusu dziury w asfalcie nie mają znaczenia. Tak się kończy cwaniakowanie, obie obręcze do wymiany:



Do Łomianek podwiozła mnie spotkana po drodze ekipa budowlana, a potem zgarnęła mnie żona z synkiem. Zły jestem strasznie, głupota do potęgi...

  • DST 22.00km
  • Czas 00:42
  • VAVG 31.43km/h
  • Sprzęt Rossignoli
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 kwietnia 2012 Kategoria ŚLR

MTB Cross Maraton - Daleszyce

Do startu w maratonie Świętokrzyskiej Ligi Rowerowej przymierzałem się już od jakichś dwóch lat, ale chyba moja ambicja sportowa nie była jeszcze na tyle duża, żeby stawić czoła wymagającym trasom województwa świętokrzyskiego. Do tej pory od innych słyszałem same pozytywne informacje o tym cyklu wyścigów i zdecydowałem się o tym wreszcie sam przekonać. W ostatni weekend do wyboru miałem lekko pofałdowaną trasę Mazovii w Chorzelach, gdzie byłem w ubiegłym roku (i nie było źle), albo poznanie nowej miejscówki, jaką są podkieleckie Daleszyce oferujące konkretne MTB. Decyzja była oczywista i w niedzielę rano wyruszyłem z Warszawy na południe. Po dwóch godzinach z kawałkiem byłem na miejscu, a dzięki pomocy współtowarzyszy z drużyny nie musiałem już martwić się o numer startowy. Zdecydowałem się zaatakować najdłuższy dystans Master, który miał mieć ponad 73km. Stwierdziłem, że skoro muszę zrobić ponad 400km samochodem, aby dojechać na zawody, to ściganie musi być konkretne. Będzie to też dobra namiastka tego, co czeka mnie na MTB Trophy.



Po przyjeździe szybko się przebrałem i przygotowałem rower. Startowałem pierwszy raz na nowym siodle i trochę się obawiałem komfortu jazdy, ale jak się okazało było w porządku. Pół godziny przed startem zacząłem kręcić rozgrzewkę wraz z innymi. Start zlokalizowany był na lokalnym boisku sportowym – pierwsi ruszali zawodnicy na najdłuższym dystansie, 30 minut później połowę krótszy Fan i na końcu Family. Pogoda dopisała, to było pierwsze ściganie w tym roku w idealnie sprzyjających warunkach: nie za gorąco i trochę zachmurzone niebo. Start chwilkę się opóźnił i z lekkim poślizgiem, na trasę ruszyło około 100 zawodników. Ja spokojnie stanąłem praktycznie na samym końcu stawki. Znam swoje możliwości, nie ścigam się tu o czołowe lokaty. To ma być po prostu dobry trening na wytrzymałość. Prognozowałem pobyt około 4,5h na trasie. Pierwsze kilometry to wyjazd asfaltem z Daleszyc w zwartej grupie. Jest jeszcze chwila aby pogadać z innymi, próbuję wysondować czego spodziewać się na trasie. Po kilkunastu minutach zaczyna się szuter, a potem wjeżdżamy do lasu i już widać z czym będę mieć do czynienia. Wspinamy się jeden za drugim wąską ścieżką w bukowym lesie, słychać tylko mielenie korb i strzelanie łańcuchami. Teraz jeszcze wszystko chodzi gładko i płynnie… Po pierwszej wspinaczce zaczynamy szaleńczy zjazd w dół, ścieżka pokryta w całości liśćmi i tak naprawdę nie wiadomo co jest pod spodem. Sucha ziemia gwarantująca przyczepność, czy też błoto i murowany uślizg na zakręcie? Adrenalina idzie w górę, trzeba się pilnować. Kto hamuje ten nie wygrywa jak to mówią. Ja jednak wolę nie wygrać, a dojechać w jednym kawałku toteż hamulca używam od czasu do czasu, ale rozsądnie by nie stracić przyczepności. Tu już widzę pierwszego zawodnika na poboczu, który z beznadzieją patrzy na swój rower. Pytam czy coś potrzeba, ale już po sekundzie zdaję sobie sprawę, że jak nie mam pod ręką akurat tylnej przerzutki i haka do Meridy to nic nie pomogę. Pech. Dobrze, że od miasteczka nie odjechaliśmy jeszcze daleko. Zawsze mnie zastanawia, co trzeba zrobić żeby tylna maszynka wywinęła fikołka. Redukcja pod silnym obciążeniem? Unikam tego i jak na razie skutecznie.

Po wyjeździe z lasu wpadamy na szeroki szuter i jedziemy tak grupką dobre kilka kilometrów, po chwili kolejny podjazd po kocich łbach. Miodzio! Udaje się jednak jechać skrajem drogi, a jeszcze nie poboczem. Trasa prowadzi przez piękne tereny, wkoło cisza i budząca się na wiosnę przyroda, kilka razy mocno uderza po nozdrzach intensywny zapach kwitnących konwalii. Robi się romantycznie, a przed nami pierwszy bufet. To już 30km, minęło 1,5h. Bufet odpowiednio zaopatrzony – pomarańcze, banany, ciastka i izo, nic więcej nie potrzeba. Miły pan z obsługi udziela wskazówek na najbliższy szybki zjazd asfaltem i ostry nawrót. Informacje się przydają, bo rozpędzam się do prawie 65km/h, a na końcu asfaltu tuż przed zakrętem piasek i żwir. Hamuję dosłownie na granicy poślizgu. Wjeżdżamy na podmokłą łąkę, przejazd przez wartki strumyk i dalsza wspinaczka. Jedzie mi się dobrze, ale wiem, że przede mną jeszcze sporo kilometrów. Podjazdy są dla mnie dużym wyzwaniem, bo już praktycznie od startu miałem problemy ze zrzucaniem łańcucha na młynek. O ile jeszcze na początku udawało mi się regulować przerzutkę śrubą przy manetce, to po kilku błotnych kąpielach teraz pozostaje mi tylko atakować ze średniej tarczy. Pod koniec maratonu przechodzę już na sterowanie ręczne – zrzucam manetką na małą tarczę, schodzę z roweru i przekładam rękami łańcuch. To kolejny argument przemawiający za dwutarczem z przodu. Regulacja przedniej zmieniarki przy napędzie 3x9 zawsze była dla mnie problemem. Dobrze przynajmniej, że zainwestowałem w szczelne pancerze i nie muszę siłować się przy zmianie biegów. Smar już dawno wypłukał się z całego napędu i wszystko skrzypi jak w rowerku dziecięcym. Żałuję, że nie zabrałem oliwki ze sobą ale w sumie nie spodziewałem się takich kłopotów.

Dopada mnie mały kryzys, mięśnie już tak zesztywniały, że muszę zatrzymać się choćby na 2-3 minuty i rozprostować. Po 50km przejeżdżam najtrudniejszy odcinek tego dnia – trasa prowadzi grzbietem góry po wystających z ziemi kamieniach. Na lewo spadek, na prawo tylko 2 metry płaskiego i także spadek a tu trzeba lawirować jeszcze między drzewami. Wcześniej pojawiały się ostrzeżenia w postaci karteczek z wykrzyknikiem. Tutaj mamy już dwa a za chwilę trzy wykrzykniki, będzie ostro! Karkołomny zjazd w dół wymaga dużo odwagi i umiejętności, ale radzę sobie z tym z czego jestem naprawdę zadowolony. Jeszcze dwa lata temu pewnie bym sprowadzał tu rower. U podnóża góry na polanie czeka dwóch ratowników gdyby komuś jednak się nie poszczęściło. Brawa dla Organizatora, że o tym pomyślał. Po ponad 3 godzinach dojeżdżam do drugiego bufetu. Tu także ekstra obsługa, czuję się jak w pit-stopie na wyścigach F1. „Co nalać?”, „Co do jedzenia?” Ciastka same lądują w mojej kieszeni, pewnie jakbym poprosił dziewczyny o masaż karku to nie byłoby z tym problemu ;) Do mety 16km. Od tego momentu jechałem do końca sam. Stawka się bardzo rozciągnęła. Nie będę pisał, że świetnie rozłożyłem siły aby zachować energię na końcowe kilometry. Siły już po prostu nie miałem za wiele. W głowie obliczałem sobie ile to jest te 16km, że w domu robię taki dystans w 30 minut, patrzę ciągle na licznik aby widzieć, że tych kilometrów ubywa. Po drodze spotykam kogoś z obsługi, kto zlicza zawodników. „Ile do mety?” pytam. „6-8 kilometrów, ale raczej z górki!”. Myślałem, że zostało już góra 2-3km, ale za chwilę zorientowałem się że jestem na tym samym odcinku, co na początku wyścigu, więc do mety było już niedaleko. Po kilku minutach wyjeżdżam z szutrowego odcinka na asfalt i gonię się z czasem. Na trasie myślałem, że uda mi się zmieścić poniżej 4,5h, ale ten limit już przekroczyłem. Na asfalcie widzę przede mną jednego zawodnika, na oko ma jakieś 50-70m przewagi. W pewnym momencie myślałem, że uda mi się go złapać, ale on też się spieszył do mety. Mijam tablicę Daleszyce, skręcam na stadion i mijam metę. Fanfarów brak... za to świetna muzyka. Czuję się jak zombie, przez pierwsze minuty dochodzę do siebie, ale jestem też bardzo szczęśliwy, że dojechałem. Wcinam pyszny makaron i wracam do auta się ogarnąć. Dużym plusem przyjeżdżania na dalszych miejscach jest to, że nie ma kolejek ani do prysznica ani do myjki. Wykapałem się, umyłem rower i chwilę pogadałem jeszcze ze znajomymi. Do domu kawał drogi, jestem na miejscu dopiero po 19.

Poczułem ból, ale było warto!

  • DST 76.00km
  • Teren 76.00km
  • Czas 04:54
  • VAVG 15.51km/h
  • VMAX 63.50km/h
  • HRmax 179 ( 94%)
  • HRavg 145 ( 76%)
  • Sprzęt Centrurion Backfire Light Custom
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 kwietnia 2012 Kategoria Trening MTB

Sobota 21.04.2012





Środa, 18 kwietnia 2012 Kategoria Na luzie

Środa 18.04.2012

Pokręciłem na luzaka, po dzisiejszym budzeniu o 5 rano przez Małego i intensywnym dniu pracy okazało się, że nie mam za dużo siły na intensywne kręcenie. Przykręciłem nowe siodło i muszę do niego przyzwyczaic moje 4 litery przed niedzielnym startem w Daleszczycach. Na razie kiepsko to widzę, ale o tym modelu w necie same pozytywne opinie, więc czekam na poprawę komfortu.
Niedziela, 15 kwietnia 2012 Kategoria Powerade Garmin MTB Marathon

Powerade Garmin MTB Marathon - Murowana Goślina

Starty w Murowanej Goślinie to już dla mnie mała tradycja. Rywalizuję tu 3 raz z rzędu i za każdym razem coraz bardziej mi się podoba. W tym roku Organizatorzy mocno zmodyfikowali trasę dokładając nową pętlę na północ od Murowanej w dolinie Warty oraz modyfikując trasę po Puszczy Zielonka. O samej trasie jednak później. Największy hit tego dnia to mój nowy rower. No dobra – mój tylko na kilka godzin tego dnia, ale zawsze to coś czym warto się pochwalić. A jest czym bo tego dnia miałem przyjemność dosiadać Speca Epic Comp 29! Postanowiłem skorzystać z możliwości jaką daje centrum testowe tej marki które na ten rok przygotowało bardzo szeroką gamę modeli do testowania. A że nigdy nie miałem okazji jeszcze jeździć na fullu, a tym bardziej na dużych kołach, była to bardzo dobra okazja aby sprawdzić taki właśnie rower. Trochę się wahałem na początku, bo w sumie bierze się pełną odpowiedzialność za maszynę, a jak wiadomo ta marka wysoko się ceni (to był model za 11600PLN). Stwierdziłem jednak, że na nizinnym wyścigu nic się nie stanie, a ryzyko upadku jest minimalne. Trzeba tylko uważać na innych, aby nikt nie wjechał mi w tyłek. Wcześniej dogadałem wszystkie szczegóły mailowo i mój rower startowy został w Warszawie.

W Murowanej byłem chwilę po 9 (jechałem z Piły, gdzie zatrzymałem się u rodziny na weekend), pogoda iście pod psem. 10 stopni, silny wiatr i właśnie zaczynało padać. Od razu udałem się na stoisko Specialized aby odebrać rower. Podpisaliśmy umowę, 500 zeta do kasy, szybka regulacja i omówienie pracy zawieszenia i oto jest:



Rower zupełnie nowy, dopiero co wyjęty z pudełka. Będę pierwszym testerem tego egzemplarza. Wróciłem do samochodu aby się przebrać i ruszyłem szybko na rozgrzewkę. Nie jeździłem wcześniej nigdy na osprzęcie SRAMa, więc to też wymagało chwili uwagi i sprawdzenia pracy mechanizmu. Trudno mi wyczuć wrzucanie wyższych trybów, nie ma tego charakterystycznego kliku co w Shimano i zdarzyło mi się kilka razy podczas jazdy wrzucić 2 biegi zamiast jednego. Sprawdziłem pierwsze kilka kilometrów trasy i wróciłem do samochodu zabrać plecak z osprzętem. Po drodze jednak obluzowało się lewe ramię korby, więc podjechałem jeszcze raz na stoiska Speca z prośbą o poprawienie tego oraz wyregulowanie przedniej zmieniarki – na rozgrzewce 2 raz łańcuch wypadł mi poza blat. Jeszcze tylko przedstartowa toaleta ;) i ustawiłem się w sektorze. Na tych imprezach startuję zawsze znając swoje miejsce w szeregu – nie jestem wielkim wycinakiem i zdaję sobie sprawę, że u Golonki startują praktycznie najlepsi zawodnicy w Polsce. Ten maraton miał być też dla mnie solidnym treningiem, postanowiłem sobie że wreszcie przejadę jakiś wyścig od startu do mety swoim naturalnym tempem, bez głupiego podpalania się. Dlatego też zacząłem dosłownie jako ostatni zawodnik dystansu MEGA, za mną w sektorze ustawiali się już ludzie do MINI. No i o to chodziło – po prostu zacząłem jechać swoje. Czołówka pewnie dała niesamowity ogień od startu, a ja jechałem tak, żeby pikawa nie wyskoczyła. Pętla północna okazała się być bardzo fajnym i zróżnicowanym odcinkiem całej trasy. Sporo kluczących ścieżek, zawijasów i małych pagórków a wszystko to okraszone piękną przyrodą. Mimo tego, że przez cały czas padało, wszystko wchłaniało się w podłoże i błoto było tylko na sporadycznych odcinkach. Przy bardziej mokrej pogodzie i rozmiękczonej trasie moje opony mogłyby mieć spore problemy. A tak rower szedł jak przecinak, niesamowita różnica względem tego, co ujeżdżałem do tej pory. Największą uwagę zwróciłem przede wszystkim na komfort moich 4 liter – z pełnym zawieszeniem praktycznie w 100% można skupić się na pedałowaniu i trzymaniu dobrego kursu. Jakiekolwiek nierówności zupełnie nie wpływają na stan mojego kręgosłupa, nie ma tego wstawania i amortyzowania kolanami większych dziur. Po prostu jedziesz do przodu utrzymując stałą kadencję! Trochę odczucia zaburzyło mi jednak twarde siodło Specialized Phenom. Wiem, że pracował nad nią sztab inżynierów tej firmy i pewnie w dłuższym okresie spisuje się świetnie, ale na pierwszy raz to straszna deska, był to duży szok po przesiadce z mojej kanapy.

Ze spokojem mijałem kolejne osoby, tętno w granicach 160 czyli sporo poniżej AT. Jaka różnica w porównaniu z poprzednim startem w Otwocku, gdzie już zaraz po starcie dobijałem do 180! Duże koła połykają kolejne metry, a ja odczuwam wielką radość, że tak dobrze mi się jedzie. Muszę jednak uważać, żeby właśnie z tego powodu nie pomyśleć, że „mogę wszystko” i nie przyciskać za wcześnie ponad swoje możliwości. Pętlę północną chciałem przejechać na spokojnie, zobaczyć jak się będę czuł. W piątek i sobotę z samopoczuciem było kiepsko, więc nie chciałem przesadzić. Ale widać, że przedstartowa adrenalina zadziałała! Po 1,5h zbliżamy się z powrotem do Murowanej i wpadamy na słynny już piaskowy odcinek tuż za miasteczkiem, który na szczęście można ominąć jadąc lasem, ale trzeba skręcić na dobrą ścieżkę odpowiednio wcześnie. Ten manewr mam już przetrenowany. Pętla południowa to już więcej wzniesień, które przy takiej prędkości całego wyścigu wymagają naprawdę mocnej łydy. W tym roku czuję, że po zimowych treningach na podjazdach mogę powalczyć z innymi. Wcześniej, po prostu je wyjeżdżałem, ale chyba bez większej walki. Tu w dodatku mając wsparcie w postaci kół 29 cali wyprzedzam kolejnych zawodników. Mam świadomość, że powoli zbliżamy się do crème de la crème dzisiejszego dnia, czyli podjazdów pod Dziewiczą Górę. Znam już te okolice i gdy dojeżdżamy do ścieżki przedzielonej wzdłuż taśmą, a po drugiej stronie widzę zawodników jadących w przeciwną stronę, to wiem że zaraz zacznie się ostra wyrypa. Na początek ściana, jeszcze na początku chciałem spróbować się z nią zmierzyć, ale przy redukcji łańcuch wypadł mi poza największy tryb i od razu stanąłem aby niczego nie urwać. Na szczęście nie zaklinował się mocno i udało mi się go wyciągnąć, ale ruszyć już nie było jak. Z mojej grupki wszyscy pchali swoje rowery, ciekawe czy ktoś z czołówki to wyjechał? Wydaje mi się, że było by to możliwe. Potem szybki zjazd, nawrót i dawaj pod górę jeszcze raz, ale tym razem łagodniej. I taki scenariusz powtórzył się dwa razy, przy czym w jednym momencie skręciłem w prawo, a trasa prowadziła w lewo. Usłyszałem tylko krzyk „zła droga!”, hampel, nawrót i gonimy resztę! Po wyjeździe z tej sekcji do końca zostało już jakieś 15km. Wtedy zacząłem odczuwać pierwsze poważne zmęczenie i miękkie nogi. Wyssałem do końca oba żele, wcisnąłem banana z ostatniego bufetu i napierałem dalej. Bałem się, żeby w ostatniej chwili nie zabrakło mi prądu ale na szczęście nic takiego się nie stało. Wraz z tabliczką „5km” odzyskałem wiarę, że ten wyścig się wreszcie kiedyś skończy i starałem się dokręcać w miarę sił. Widzę już znajome ścieżki, jeszcze tylko podjazd pod ten pagórek, zakręt (tu się nie wyrobiłem i zatrzymałem się barkiem na drzewie po zewnętrznej) potem dojazd do torów, przejazd przez ulicę i jestem z powrotem na piaszczystym odcinku, który od razu omijam lasem. Tu jeszcze wyprzedziłem jednego ściganta, a na dojeździe do asfaltu byłem prawie na równo z kolejnym zawodnikiem. Na prostej udało mi się go wyprzedzić i wjechać spokojnie na metę! Gdyby nie spotkanie z drzewem parę kilometrów wcześniej, pewnie doszedłbym jeszcze jednego. Pyszne grejpfruty na mecie smakują jak nigdy…

Jeszcze kilka słów o napędzie 2x10. To także był mój pierwszy raz. Na tę chwilę jestem bardzo zadowolony, wszystko chodziło płynnie, jak w nowym rowerze. No właśnie – rower był nowy, wszystko wyregulowane na tip-top. Ciekawi mnie dokładność działania po sezonie, dwóch intensywnego użytkowania. W swoim prywatnym rowerze mam problemy z idealną regulacją 3x9. Zakres przełożeń: korby 38/24 i kaseta 11/36. W takim ustawieniu widzę możliwość używania najtwardszego przełożenia częściej niż raz na ruski rok. 2 tarcze z przodu to także mniej wachlowania przednią przerzutką – zawsze to mniejsze ryzyko uszkodzenia. Generalnie – daje radę, w górach też się sprawdzi. Po głębsze analizy odsyłam do jednego z numerów bB z ubiegłego roku, gdzie dokładnie porównano różne konfiguracje obecnie stosowanych napędów.

Do zwycięzcy straciłem 45 minut, ale to nie ma dla mnie większego znaczenia. Liczy się zabawa i zadowolenie z samego siebie. Byłem 67 w M2 oraz 166 Open, co oznacza że od startu wyprzedziłem jakieś 300 osób :) Przejechałem ten maraton tak jak chciałem, a testowy rower okazał się bardzo pomocny. Szkoda tylko, że cena zabójcza i zwykły śmiertelnik może tylko o czymś takim pomarzyć. Za tydzień kolejne zawody i nie wiem jak spojrzę na mojego sztywniaka ;)



  • DST 73.00km
  • Teren 73.00km
  • Czas 03:24
  • VAVG 21.47km/h
  • VMAX 58.90km/h
  • HRmax 172 ( 90%)
  • HRavg 156 ( 82%)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 11 kwietnia 2012 Kategoria Trening MTB

Środa 11.04.2012

Praktycznie identyczna trasa co wczoraj, ale przejechana ciut szybciej.

Wtorek, 10 kwietnia 2012 Kategoria Trening MTB

Wtorek 10.04.2012

Nareszcie wiosna! Po pracy szybko przygotowałem rower do jazdy i zrobiłem rundę przez Palmiry i Łomianki.


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl