Informacje

  • Wszystkie kilometry: 32504.62 km
  • Km w terenie: 2144.30 km (6.60%)
  • Czas na rowerze: 13d 04h 09m
  • Prędkość średnia: 22.44 km/h
  • Suma w górę: 3138 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy skydancer.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 22 kwietnia 2012 Kategoria ŚLR

MTB Cross Maraton - Daleszyce

Do startu w maratonie Świętokrzyskiej Ligi Rowerowej przymierzałem się już od jakichś dwóch lat, ale chyba moja ambicja sportowa nie była jeszcze na tyle duża, żeby stawić czoła wymagającym trasom województwa świętokrzyskiego. Do tej pory od innych słyszałem same pozytywne informacje o tym cyklu wyścigów i zdecydowałem się o tym wreszcie sam przekonać. W ostatni weekend do wyboru miałem lekko pofałdowaną trasę Mazovii w Chorzelach, gdzie byłem w ubiegłym roku (i nie było źle), albo poznanie nowej miejscówki, jaką są podkieleckie Daleszyce oferujące konkretne MTB. Decyzja była oczywista i w niedzielę rano wyruszyłem z Warszawy na południe. Po dwóch godzinach z kawałkiem byłem na miejscu, a dzięki pomocy współtowarzyszy z drużyny nie musiałem już martwić się o numer startowy. Zdecydowałem się zaatakować najdłuższy dystans Master, który miał mieć ponad 73km. Stwierdziłem, że skoro muszę zrobić ponad 400km samochodem, aby dojechać na zawody, to ściganie musi być konkretne. Będzie to też dobra namiastka tego, co czeka mnie na MTB Trophy.



Po przyjeździe szybko się przebrałem i przygotowałem rower. Startowałem pierwszy raz na nowym siodle i trochę się obawiałem komfortu jazdy, ale jak się okazało było w porządku. Pół godziny przed startem zacząłem kręcić rozgrzewkę wraz z innymi. Start zlokalizowany był na lokalnym boisku sportowym – pierwsi ruszali zawodnicy na najdłuższym dystansie, 30 minut później połowę krótszy Fan i na końcu Family. Pogoda dopisała, to było pierwsze ściganie w tym roku w idealnie sprzyjających warunkach: nie za gorąco i trochę zachmurzone niebo. Start chwilkę się opóźnił i z lekkim poślizgiem, na trasę ruszyło około 100 zawodników. Ja spokojnie stanąłem praktycznie na samym końcu stawki. Znam swoje możliwości, nie ścigam się tu o czołowe lokaty. To ma być po prostu dobry trening na wytrzymałość. Prognozowałem pobyt około 4,5h na trasie. Pierwsze kilometry to wyjazd asfaltem z Daleszyc w zwartej grupie. Jest jeszcze chwila aby pogadać z innymi, próbuję wysondować czego spodziewać się na trasie. Po kilkunastu minutach zaczyna się szuter, a potem wjeżdżamy do lasu i już widać z czym będę mieć do czynienia. Wspinamy się jeden za drugim wąską ścieżką w bukowym lesie, słychać tylko mielenie korb i strzelanie łańcuchami. Teraz jeszcze wszystko chodzi gładko i płynnie… Po pierwszej wspinaczce zaczynamy szaleńczy zjazd w dół, ścieżka pokryta w całości liśćmi i tak naprawdę nie wiadomo co jest pod spodem. Sucha ziemia gwarantująca przyczepność, czy też błoto i murowany uślizg na zakręcie? Adrenalina idzie w górę, trzeba się pilnować. Kto hamuje ten nie wygrywa jak to mówią. Ja jednak wolę nie wygrać, a dojechać w jednym kawałku toteż hamulca używam od czasu do czasu, ale rozsądnie by nie stracić przyczepności. Tu już widzę pierwszego zawodnika na poboczu, który z beznadzieją patrzy na swój rower. Pytam czy coś potrzeba, ale już po sekundzie zdaję sobie sprawę, że jak nie mam pod ręką akurat tylnej przerzutki i haka do Meridy to nic nie pomogę. Pech. Dobrze, że od miasteczka nie odjechaliśmy jeszcze daleko. Zawsze mnie zastanawia, co trzeba zrobić żeby tylna maszynka wywinęła fikołka. Redukcja pod silnym obciążeniem? Unikam tego i jak na razie skutecznie.

Po wyjeździe z lasu wpadamy na szeroki szuter i jedziemy tak grupką dobre kilka kilometrów, po chwili kolejny podjazd po kocich łbach. Miodzio! Udaje się jednak jechać skrajem drogi, a jeszcze nie poboczem. Trasa prowadzi przez piękne tereny, wkoło cisza i budząca się na wiosnę przyroda, kilka razy mocno uderza po nozdrzach intensywny zapach kwitnących konwalii. Robi się romantycznie, a przed nami pierwszy bufet. To już 30km, minęło 1,5h. Bufet odpowiednio zaopatrzony – pomarańcze, banany, ciastka i izo, nic więcej nie potrzeba. Miły pan z obsługi udziela wskazówek na najbliższy szybki zjazd asfaltem i ostry nawrót. Informacje się przydają, bo rozpędzam się do prawie 65km/h, a na końcu asfaltu tuż przed zakrętem piasek i żwir. Hamuję dosłownie na granicy poślizgu. Wjeżdżamy na podmokłą łąkę, przejazd przez wartki strumyk i dalsza wspinaczka. Jedzie mi się dobrze, ale wiem, że przede mną jeszcze sporo kilometrów. Podjazdy są dla mnie dużym wyzwaniem, bo już praktycznie od startu miałem problemy ze zrzucaniem łańcucha na młynek. O ile jeszcze na początku udawało mi się regulować przerzutkę śrubą przy manetce, to po kilku błotnych kąpielach teraz pozostaje mi tylko atakować ze średniej tarczy. Pod koniec maratonu przechodzę już na sterowanie ręczne – zrzucam manetką na małą tarczę, schodzę z roweru i przekładam rękami łańcuch. To kolejny argument przemawiający za dwutarczem z przodu. Regulacja przedniej zmieniarki przy napędzie 3x9 zawsze była dla mnie problemem. Dobrze przynajmniej, że zainwestowałem w szczelne pancerze i nie muszę siłować się przy zmianie biegów. Smar już dawno wypłukał się z całego napędu i wszystko skrzypi jak w rowerku dziecięcym. Żałuję, że nie zabrałem oliwki ze sobą ale w sumie nie spodziewałem się takich kłopotów.

Dopada mnie mały kryzys, mięśnie już tak zesztywniały, że muszę zatrzymać się choćby na 2-3 minuty i rozprostować. Po 50km przejeżdżam najtrudniejszy odcinek tego dnia – trasa prowadzi grzbietem góry po wystających z ziemi kamieniach. Na lewo spadek, na prawo tylko 2 metry płaskiego i także spadek a tu trzeba lawirować jeszcze między drzewami. Wcześniej pojawiały się ostrzeżenia w postaci karteczek z wykrzyknikiem. Tutaj mamy już dwa a za chwilę trzy wykrzykniki, będzie ostro! Karkołomny zjazd w dół wymaga dużo odwagi i umiejętności, ale radzę sobie z tym z czego jestem naprawdę zadowolony. Jeszcze dwa lata temu pewnie bym sprowadzał tu rower. U podnóża góry na polanie czeka dwóch ratowników gdyby komuś jednak się nie poszczęściło. Brawa dla Organizatora, że o tym pomyślał. Po ponad 3 godzinach dojeżdżam do drugiego bufetu. Tu także ekstra obsługa, czuję się jak w pit-stopie na wyścigach F1. „Co nalać?”, „Co do jedzenia?” Ciastka same lądują w mojej kieszeni, pewnie jakbym poprosił dziewczyny o masaż karku to nie byłoby z tym problemu ;) Do mety 16km. Od tego momentu jechałem do końca sam. Stawka się bardzo rozciągnęła. Nie będę pisał, że świetnie rozłożyłem siły aby zachować energię na końcowe kilometry. Siły już po prostu nie miałem za wiele. W głowie obliczałem sobie ile to jest te 16km, że w domu robię taki dystans w 30 minut, patrzę ciągle na licznik aby widzieć, że tych kilometrów ubywa. Po drodze spotykam kogoś z obsługi, kto zlicza zawodników. „Ile do mety?” pytam. „6-8 kilometrów, ale raczej z górki!”. Myślałem, że zostało już góra 2-3km, ale za chwilę zorientowałem się że jestem na tym samym odcinku, co na początku wyścigu, więc do mety było już niedaleko. Po kilku minutach wyjeżdżam z szutrowego odcinka na asfalt i gonię się z czasem. Na trasie myślałem, że uda mi się zmieścić poniżej 4,5h, ale ten limit już przekroczyłem. Na asfalcie widzę przede mną jednego zawodnika, na oko ma jakieś 50-70m przewagi. W pewnym momencie myślałem, że uda mi się go złapać, ale on też się spieszył do mety. Mijam tablicę Daleszyce, skręcam na stadion i mijam metę. Fanfarów brak... za to świetna muzyka. Czuję się jak zombie, przez pierwsze minuty dochodzę do siebie, ale jestem też bardzo szczęśliwy, że dojechałem. Wcinam pyszny makaron i wracam do auta się ogarnąć. Dużym plusem przyjeżdżania na dalszych miejscach jest to, że nie ma kolejek ani do prysznica ani do myjki. Wykapałem się, umyłem rower i chwilę pogadałem jeszcze ze znajomymi. Do domu kawał drogi, jestem na miejscu dopiero po 19.

Poczułem ból, ale było warto!

  • DST 76.00km
  • Teren 76.00km
  • Czas 04:54
  • VAVG 15.51km/h
  • VMAX 63.50km/h
  • HRmax 179 ( 94%)
  • HRavg 145 ( 76%)
  • Sprzęt Centrurion Backfire Light Custom
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa denze
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl