Informacje

  • Wszystkie kilometry: 32504.62 km
  • Km w terenie: 2144.30 km (6.60%)
  • Czas na rowerze: 13d 04h 09m
  • Prędkość średnia: 22.44 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy skydancer.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Powerade Garmin MTB Marathon

Dystans całkowity:514.50 km (w terenie 514.50 km; 100.00%)
Czas w ruchu:42:42
Średnia prędkość:12.05 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:2300 m
Maks. tętno maksymalne:172 (90 %)
Maks. tętno średnie:156 (82 %)
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:73.50 km i 6h 06m
Więcej statystyk
Piątek, 31 maja 2013 Kategoria Powerade Garmin MTB Marathon

Beskidy MTB trophy 2013 - etap II

Czwartek, 30 maja 2013 Kategoria Powerade Garmin MTB Marathon

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap I

Niedziela, 10 czerwca 2012 Kategoria Powerade Garmin MTB Marathon

MTB Trophy 2012 etap IV

Wielka Racza - Wielkie Błoto :/ Ostatni etap to prawdziwa gratka dla miłośników błotnych maseczek i biczowania sosnowymi gałązkami.

Cel osiągnięty-koszulka finishera w garści!!!





Sobota, 9 czerwca 2012 Kategoria Powerade Garmin MTB Marathon

MTB Trophy etap III

Rysianka zdobyta! Nie taki diabeł straszny jak o nim mówili przed startem. Największym problemem był zjazd z tej góry zakończony efektownym dzwonem w błotnej mazi.











Piątek, 8 czerwca 2012 Kategoria Powerade Garmin MTB Marathon

MTB Trophy 2012 etap II

Beskidzkiej masakry ciąg dalszy. Pogoda nadal dopisuje, przez cały dzień świeciło słońce. Dziejszy etap zaczyał się i kończył tuż za granicą, w Bukovcu w Czechach. Wśród atrakcji m.in. karkołomny zjazd z Javorowego.







Czwartek, 7 czerwca 2012 Kategoria Powerade Garmin MTB Marathon

MTB Trophy 2012 etap I

Pierwszy etap zaliczony! To dopiero jednak rozgrzewka przed kolejnymi. Od tygodnia z niepokojem spoglądałem w niebo i na prognozy pogody. Jazda w Beskidzie w deszczu byłaby prawdziwą masakrą dla sprzętu. Na szczęście od środy w Istebnej świeci słońce, temperatura nie przekracza 20 stopni i wieje lekki wiatr - idealne warunki na rowerowanie!

Ten wyścig to moja pierwsza etapówka, ścigam się tylko sam ze sobą, jadę tak jak mi dyktuje organizm. Etap pierwszy liczył 67km z jednym konkretnym podjazdem na Skrzyczne. Wśród uczestników bardzo dużo rowerów z pełnym zawieszeniem i 29-tek. Towarzystwo międzynarodowe, są nawet ludzie z RPA i Nepalu!

Ja na moim hardtailu o ile dorównuję reszcie na podjazdach, to na tutejszych zjazdach od razu odpadam. Full po prostu jedzie w dół na nic nie zważając, ja muszę skupiać się, aby nie dobić tylnego koła.

Zmieściłem się w czasie <5h, jestem zadowolony!

Niedziela, 15 kwietnia 2012 Kategoria Powerade Garmin MTB Marathon

Powerade Garmin MTB Marathon - Murowana Goślina

Starty w Murowanej Goślinie to już dla mnie mała tradycja. Rywalizuję tu 3 raz z rzędu i za każdym razem coraz bardziej mi się podoba. W tym roku Organizatorzy mocno zmodyfikowali trasę dokładając nową pętlę na północ od Murowanej w dolinie Warty oraz modyfikując trasę po Puszczy Zielonka. O samej trasie jednak później. Największy hit tego dnia to mój nowy rower. No dobra – mój tylko na kilka godzin tego dnia, ale zawsze to coś czym warto się pochwalić. A jest czym bo tego dnia miałem przyjemność dosiadać Speca Epic Comp 29! Postanowiłem skorzystać z możliwości jaką daje centrum testowe tej marki które na ten rok przygotowało bardzo szeroką gamę modeli do testowania. A że nigdy nie miałem okazji jeszcze jeździć na fullu, a tym bardziej na dużych kołach, była to bardzo dobra okazja aby sprawdzić taki właśnie rower. Trochę się wahałem na początku, bo w sumie bierze się pełną odpowiedzialność za maszynę, a jak wiadomo ta marka wysoko się ceni (to był model za 11600PLN). Stwierdziłem jednak, że na nizinnym wyścigu nic się nie stanie, a ryzyko upadku jest minimalne. Trzeba tylko uważać na innych, aby nikt nie wjechał mi w tyłek. Wcześniej dogadałem wszystkie szczegóły mailowo i mój rower startowy został w Warszawie.

W Murowanej byłem chwilę po 9 (jechałem z Piły, gdzie zatrzymałem się u rodziny na weekend), pogoda iście pod psem. 10 stopni, silny wiatr i właśnie zaczynało padać. Od razu udałem się na stoisko Specialized aby odebrać rower. Podpisaliśmy umowę, 500 zeta do kasy, szybka regulacja i omówienie pracy zawieszenia i oto jest:



Rower zupełnie nowy, dopiero co wyjęty z pudełka. Będę pierwszym testerem tego egzemplarza. Wróciłem do samochodu aby się przebrać i ruszyłem szybko na rozgrzewkę. Nie jeździłem wcześniej nigdy na osprzęcie SRAMa, więc to też wymagało chwili uwagi i sprawdzenia pracy mechanizmu. Trudno mi wyczuć wrzucanie wyższych trybów, nie ma tego charakterystycznego kliku co w Shimano i zdarzyło mi się kilka razy podczas jazdy wrzucić 2 biegi zamiast jednego. Sprawdziłem pierwsze kilka kilometrów trasy i wróciłem do samochodu zabrać plecak z osprzętem. Po drodze jednak obluzowało się lewe ramię korby, więc podjechałem jeszcze raz na stoiska Speca z prośbą o poprawienie tego oraz wyregulowanie przedniej zmieniarki – na rozgrzewce 2 raz łańcuch wypadł mi poza blat. Jeszcze tylko przedstartowa toaleta ;) i ustawiłem się w sektorze. Na tych imprezach startuję zawsze znając swoje miejsce w szeregu – nie jestem wielkim wycinakiem i zdaję sobie sprawę, że u Golonki startują praktycznie najlepsi zawodnicy w Polsce. Ten maraton miał być też dla mnie solidnym treningiem, postanowiłem sobie że wreszcie przejadę jakiś wyścig od startu do mety swoim naturalnym tempem, bez głupiego podpalania się. Dlatego też zacząłem dosłownie jako ostatni zawodnik dystansu MEGA, za mną w sektorze ustawiali się już ludzie do MINI. No i o to chodziło – po prostu zacząłem jechać swoje. Czołówka pewnie dała niesamowity ogień od startu, a ja jechałem tak, żeby pikawa nie wyskoczyła. Pętla północna okazała się być bardzo fajnym i zróżnicowanym odcinkiem całej trasy. Sporo kluczących ścieżek, zawijasów i małych pagórków a wszystko to okraszone piękną przyrodą. Mimo tego, że przez cały czas padało, wszystko wchłaniało się w podłoże i błoto było tylko na sporadycznych odcinkach. Przy bardziej mokrej pogodzie i rozmiękczonej trasie moje opony mogłyby mieć spore problemy. A tak rower szedł jak przecinak, niesamowita różnica względem tego, co ujeżdżałem do tej pory. Największą uwagę zwróciłem przede wszystkim na komfort moich 4 liter – z pełnym zawieszeniem praktycznie w 100% można skupić się na pedałowaniu i trzymaniu dobrego kursu. Jakiekolwiek nierówności zupełnie nie wpływają na stan mojego kręgosłupa, nie ma tego wstawania i amortyzowania kolanami większych dziur. Po prostu jedziesz do przodu utrzymując stałą kadencję! Trochę odczucia zaburzyło mi jednak twarde siodło Specialized Phenom. Wiem, że pracował nad nią sztab inżynierów tej firmy i pewnie w dłuższym okresie spisuje się świetnie, ale na pierwszy raz to straszna deska, był to duży szok po przesiadce z mojej kanapy.

Ze spokojem mijałem kolejne osoby, tętno w granicach 160 czyli sporo poniżej AT. Jaka różnica w porównaniu z poprzednim startem w Otwocku, gdzie już zaraz po starcie dobijałem do 180! Duże koła połykają kolejne metry, a ja odczuwam wielką radość, że tak dobrze mi się jedzie. Muszę jednak uważać, żeby właśnie z tego powodu nie pomyśleć, że „mogę wszystko” i nie przyciskać za wcześnie ponad swoje możliwości. Pętlę północną chciałem przejechać na spokojnie, zobaczyć jak się będę czuł. W piątek i sobotę z samopoczuciem było kiepsko, więc nie chciałem przesadzić. Ale widać, że przedstartowa adrenalina zadziałała! Po 1,5h zbliżamy się z powrotem do Murowanej i wpadamy na słynny już piaskowy odcinek tuż za miasteczkiem, który na szczęście można ominąć jadąc lasem, ale trzeba skręcić na dobrą ścieżkę odpowiednio wcześnie. Ten manewr mam już przetrenowany. Pętla południowa to już więcej wzniesień, które przy takiej prędkości całego wyścigu wymagają naprawdę mocnej łydy. W tym roku czuję, że po zimowych treningach na podjazdach mogę powalczyć z innymi. Wcześniej, po prostu je wyjeżdżałem, ale chyba bez większej walki. Tu w dodatku mając wsparcie w postaci kół 29 cali wyprzedzam kolejnych zawodników. Mam świadomość, że powoli zbliżamy się do crème de la crème dzisiejszego dnia, czyli podjazdów pod Dziewiczą Górę. Znam już te okolice i gdy dojeżdżamy do ścieżki przedzielonej wzdłuż taśmą, a po drugiej stronie widzę zawodników jadących w przeciwną stronę, to wiem że zaraz zacznie się ostra wyrypa. Na początek ściana, jeszcze na początku chciałem spróbować się z nią zmierzyć, ale przy redukcji łańcuch wypadł mi poza największy tryb i od razu stanąłem aby niczego nie urwać. Na szczęście nie zaklinował się mocno i udało mi się go wyciągnąć, ale ruszyć już nie było jak. Z mojej grupki wszyscy pchali swoje rowery, ciekawe czy ktoś z czołówki to wyjechał? Wydaje mi się, że było by to możliwe. Potem szybki zjazd, nawrót i dawaj pod górę jeszcze raz, ale tym razem łagodniej. I taki scenariusz powtórzył się dwa razy, przy czym w jednym momencie skręciłem w prawo, a trasa prowadziła w lewo. Usłyszałem tylko krzyk „zła droga!”, hampel, nawrót i gonimy resztę! Po wyjeździe z tej sekcji do końca zostało już jakieś 15km. Wtedy zacząłem odczuwać pierwsze poważne zmęczenie i miękkie nogi. Wyssałem do końca oba żele, wcisnąłem banana z ostatniego bufetu i napierałem dalej. Bałem się, żeby w ostatniej chwili nie zabrakło mi prądu ale na szczęście nic takiego się nie stało. Wraz z tabliczką „5km” odzyskałem wiarę, że ten wyścig się wreszcie kiedyś skończy i starałem się dokręcać w miarę sił. Widzę już znajome ścieżki, jeszcze tylko podjazd pod ten pagórek, zakręt (tu się nie wyrobiłem i zatrzymałem się barkiem na drzewie po zewnętrznej) potem dojazd do torów, przejazd przez ulicę i jestem z powrotem na piaszczystym odcinku, który od razu omijam lasem. Tu jeszcze wyprzedziłem jednego ściganta, a na dojeździe do asfaltu byłem prawie na równo z kolejnym zawodnikiem. Na prostej udało mi się go wyprzedzić i wjechać spokojnie na metę! Gdyby nie spotkanie z drzewem parę kilometrów wcześniej, pewnie doszedłbym jeszcze jednego. Pyszne grejpfruty na mecie smakują jak nigdy…

Jeszcze kilka słów o napędzie 2x10. To także był mój pierwszy raz. Na tę chwilę jestem bardzo zadowolony, wszystko chodziło płynnie, jak w nowym rowerze. No właśnie – rower był nowy, wszystko wyregulowane na tip-top. Ciekawi mnie dokładność działania po sezonie, dwóch intensywnego użytkowania. W swoim prywatnym rowerze mam problemy z idealną regulacją 3x9. Zakres przełożeń: korby 38/24 i kaseta 11/36. W takim ustawieniu widzę możliwość używania najtwardszego przełożenia częściej niż raz na ruski rok. 2 tarcze z przodu to także mniej wachlowania przednią przerzutką – zawsze to mniejsze ryzyko uszkodzenia. Generalnie – daje radę, w górach też się sprawdzi. Po głębsze analizy odsyłam do jednego z numerów bB z ubiegłego roku, gdzie dokładnie porównano różne konfiguracje obecnie stosowanych napędów.

Do zwycięzcy straciłem 45 minut, ale to nie ma dla mnie większego znaczenia. Liczy się zabawa i zadowolenie z samego siebie. Byłem 67 w M2 oraz 166 Open, co oznacza że od startu wyprzedziłem jakieś 300 osób :) Przejechałem ten maraton tak jak chciałem, a testowy rower okazał się bardzo pomocny. Szkoda tylko, że cena zabójcza i zwykły śmiertelnik może tylko o czymś takim pomarzyć. Za tydzień kolejne zawody i nie wiem jak spojrzę na mojego sztywniaka ;)



  • DST 73.00km
  • Teren 73.00km
  • Czas 03:24
  • VAVG 21.47km/h
  • VMAX 58.90km/h
  • HRmax 172 ( 90%)
  • HRavg 156 ( 82%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl